wtorek, sierpnia 04, 2015

Ulubieńcy czerwca i lipca

Dawno na blogu nie było ulubieńców, ale to dlatego, że miałam np dwa lubiane produkty w miesiącu, reszta była średniakami, albo ulubieńcami, którzy już nie raz pojawiali się w postach. Dziś ulubieńcy czerwca i lipca, czyli miesięcy w których upały nie dawały spokoju i musiałam przerzucić się na troszke inne produkty :) Zapraszam!




Zacznijmy od ciała!
Pewnie wiele z was słyszało o bańkach chińskich. Są to bańki wykonane z twardej gumy, dzięki którym możemy pozbyć się cellulitu. Jak moja siostra sobie je zamówiła to szczerze mówiąc nie wierzyłam w żadne rezultaty. Dopiero jak zobaczyłam jej nogi po miesięcznym stosowaniu baniek wiedziałam że też muszę sobie je sprawić. Początkowo jedną (największą) bańkę ukradłam siostrze żeby wypróbować na sobie. Faktycznie przy codziennym stosowaniu po ok 15-20 minut skóra robi się jędrniejsza i skórka pomarańczowa jest o wiele mniej widoczna, a uwierzcie mam okropny cellulit, bo do najchudszych osób nie należe. Jednak ta duża bańka nie nadaje się do wszystkiego. Dobrze robi się nią uda i pośladki, ale czasami już na posladki była zbyt duża i mało poręczna. Dlatego zdecydowałam się na zakup całej czwórki. Kupowałam je na allegro za ok 15 zł + przesyłka, ale wiem, że można je też dostać stacjonarnie w niektórych aptekach. W paczce są 4 różne wielkości baniek przeznaczone na dane partie ciała. Największą stosuję na uda, średnią na pośladki, na brzuch używam średniej bądz mniejszej o rozmiar i zostaje jeszcze taka malutka, nią lubię robić miejsca przy zgięciach kolan. Pamiętajcie, że do baniek potrzebujecie olejku, do poslizgu, niestety na dobry jeszcze nie trafiłam. Może o bańkach temat już zakończmy, jeślibyłybyście zainteresowane osobny postem to piszcie, wtedy napiszę o rezultatach i odpowiednim stosowaniu baniek, bo to też nie jest aż tak proste (jednak do skomplikowanych rózniweż nie należy):)
Kolejnym produktem jest balsam do ciała Argan Shine Organique. Kosztuje on ok 45 zł, oparty jest na oleju arganowym, który bardzo dobrze nawilża skórę. Jednak nie dlategbo się tu znalazł. Kocham jego lekką konsystencję, która nawilży nawet bardzo suchą skórę (np. po opalaniu) oraz jego dziwny, ale piękny zapach. Nigdy nie spotkałam takiego zapachu w kosmetykach. Nie jest to ani zapach kwiatowy, ani cytrusowy. Jest oryginalny i z pewnością zwracający na siebie pozytywną uwagę. I zapomniałabym! Dodatkowym jego plusem jest skład - brak parafiny, a to bardzo cenie w masłach do ciała. Idąc dalej... w ulubieńcach znajdziemy jeszcze między innymi perfumy Livioon. Pisałam o nich TU. Bardzo polubiłam je za trwałość. Właściwie pachne nimi cały dzień czy to 5 minut po opsikaniu się czy 5 godzin. Ich plusem jest z pewnością cena, bo za taką buteleczkę musimy zapłacić tylko 55 zł. 


Teraz czas na twarz :)
W pielęgnacji twarzy polubiłam się z dwoma kremami, jeden z nich to krem do twarzy na dzień Biolaven, natomiast drugi to krem z filtrem SPF 50+, krem-żel do twarzy Iwostin. Jeśli chodzi o Biolaven to całą recenzję znajdziecie TU. W skórcie: tani, dobrze nawilżający, o ciekawym składzie krem, który powinien znaleźć się choć raz w kadej kosmetyczce. Natomiast jeśli chodzi o krem Iwostin, to kupiłam go z myślą o wyjeździe nad morze. Niestety przy moim ŁZS musze mieć jak największą ochronę p/słoneczną, ale nie każdy krem jest dla mnie dobry. Wiele kremów z filtrem jak np. SPF50+ Ziaja, mają bardzo tłustą formułę, a moja już strasznie łojotokowa skóra nie potrzebuje kolejnej tłustej warstwy. Dlatego szukałam produktu, który jak najmniej będzie mnie przetłuszczał. Gdzieś na Instagramie trafiłam własnie na zdjęcie tego kremu. Dziewczyna, która go kupiła powiedziała, że zostawia matowy film. Nie wahałam się ani minuty. Dodatkowo złapałam go w promocji w Superpharmie za ok 25 zł. Faktycznie, skóra jest lekko zmatowiona, jednak jest to bardzo naturalny mat. Krem nie wysusza, tylko lekko bieli skórę, ale jak dobrze się go rozprowadzi to nie zostawia białego koloru. I oczywiście dobrze chronni przed słońcem. Co prawda trzeba ponownie go nałożyć na buzie po ok 4 h od wczesniejszego wsmarowania, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. I został nam ostatni produkt, który również świetnie sprawdza się na plaży czy w upalnie dni. Jest to woda termalna Uriage. Nie wyobrażam sobie tego lata bez tej wody. Uwielbiałam stosowac ją na plaży, ale również wieczorem, kiedy moja skóra potrzebowała odpoczynku od prawie 40 stopniowej temperatury. Woda jest ratunkiem również dla innych partii ciała kiedy słonko trochę nas przypiecze. 

A jacy są Wasi ulubieńcy? :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania i wyrażania swojej opini! :)