środa, lipca 20, 2016

MAKE ME BIO - Orange Energy - nawilżający krem dla skóry normalnej i wrażliwej

   Od niedawna wszędzie jest głośno o firmie Make Me Bio, która jest polska firmą z naturalnymi produktami. Jakoś w maju w moje ręce wpadł ich krem Orange Energy z kwiatem pomarańczy. Chcecie wiedzieć jak się sprawdził? Zapraszam na post!


Chóry anielskich zastępów wyśpiewują bardzo pozytywne komentarze na temat produktów od Make Me Bio. Czy to kremy, czy maski z błotem.. wszystko o cudownym działaniu, pięknym opakowaniu, cudownym składzie.. więc jak nie chcieć takich produktów?

Początkowo cena troszkę odstrasza, bo za krem trzeba zapłacić ok 50-60 zł. Oczywiście zależy który bo są również te droższe..
Jak już skusimy się na zakup produktów z tej firmy naszym oczom ukazuje się piękne opakowanie. Tutaj dołączę się do zachwytów, bo produkowanie naturalnego produktu w szklanym opakowaniu jest rewelacyjnym pomysłem! Nadaje on charakteru, wyrazistości i świetnie prezentuje się na półce. Plus za oryginalny sznurek, który mi gdzieś zaginął.. ale jest on naturalnym dodatkiem do szkła na którym zaczepiona jest informacja o produkcie.


Krem jest z kwiatem pomarańczy, a więc i krem pięknie pachnie pomarańczą! Z tego co słyszałam od koleżanki która ma inną wersje kremu jej również ma ten sam zapach - mocno pomarańczowy. Zapach jest dość naturalny, pochodzi zapewne od olejku eterycznego pomarańczowego, a więc bardziej wyczuwalna jest skórka pomarańczy niż słodkość miąższu. Sam w sobie produkt ma dość lekką konsystencję i wchłania się natychmiastowo. Dla mnie wchłaniał się o wiele za szybko, lubię jednak czuć minimalną warstwę kremu na skórze, tutaj nie wyczuwamy nic, co dla niektórych osób będzie niesamowitym plusem.


Skład również jest rewelacyjny! Same oleje: migdałowy, sezamowy, mandarynkowy, z kwiatu pomarańczy, masło shea, witamina E. Za taką cenę taki skład? Dla mnie jest to ogromny plus, który przekonał mnie do wzięcia tego kremu.

Niestety, musimy przejść również do minusów... od paru lat zmagam się z łojotokowym zapaleniem skóry i niestety wiele produktów wywołuje u mnie stan zapalny. To własnie jeden z takich produktów...po użyciu na drugi dzień skóra była czerwona, swędząca, po prostu nie do wytrzymania.. Oczywiście krem dostał wiele szans. Próbowałam nakładać go w większej ilości na noc, potem tylko pod makijaż. Efekt niestety ciągle ten sam. Musiałam sobie go odpuścić na dobre, ale oddałam go mojej koleżance, która ma featheright, czyli krem do skóry mieszanej i tłustej i kocha go miłością wielką! Mówi, że świetnie nawilża skórę, uspokaja ją oraz dodatkowo rozjaśnia i działa tonizująco na skórę. 

Jak wiadomo każdy produkt działa inaczej na skórę. Jedni go nienawidzą inni pokochają. Tak właśnie było z tym kremem, u mnie nie sprawdził się całkowicie u mojej koleżanki za to rewelacyjnie (btw dzięki Kasiu! :)).

Czy go polecam? Trudno mi podjąć taką decyzję, bo wiem, że krem działa i to bardzo dobrze, ale nie u mnie. A Wy miałyście jakieś produkty z tej firmy? Możecie je polecić czy raczej nie sprawdziły się u Was? :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam do komentowania i wyrażania swojej opini! :)